Przylatujemy do Malagi spóźnionym lotem koło północy. Przyjaciel znajomego jest Kałczerferem i dodatkowo pracuje na tem że lotnisku w Maladze do którego przybywamy. Mamy poczekać na niego godzinę, dwie aż skończy zmianę. Nie wiemy konkretnie jak kolega wygląda (jedno niewielkie zdjęcie na profilu na CS) więc zdajemy się na siłę komórek. Okazało się, że Manu, bo tak ma na imię kolega podróżnik, w pewnym momencie nie może się do nas do dzwonić, a my z wyczerpania drzemałyśmy na lotnisku i nie zwracałyśmy uwagi na brak zasięgu w owym miejscu... Cudem zauważyłam chłopaka, który biegał w kółko i najwyraźniej bardzo wkurzał się na bogu winną komórkę. Pomyślałam, że może to nasz Kałczserfer... podbiegłyśmy więc do niego i bez oporów krzyknęłyśmy jego imię ( Dodatkowa sprawność podczas wyjazdów zagranicznych - brak oporów i nie przejmowanie się obciachowością moich czynów ;)). I otoż objawił się nam nasz znajomy znajomego i zostałyśmy zbawione ;)
Nie powiem dość długo spałyśmy dość długo, ale zdążyłyśmy obejść miasto z naszym nowopoznanym kolegą i jego znajomymi. Później wybraliśmy się nad morze śródziemne zażyć kąpieli w słonej wodzie... ogólnie nuuuudy (tak, nie jestem zwolenniczką plażowania :P).
Z powrotem jedna ze znajomych Manu - włoszka rzuciła coś po hiszpańsku - w zdaniu pojawiło się słowo Corrida. Okazało się, że z racji zaczynającej się w Maladze Fiesty, można oglądnąć prawdziwych Torreadorów w akcji! Toż ja oszalałam! Jeszcze przed wyjazdem założyłam sobie, że w Hiszpanii muszę zobaczyć Corridę (choćbym nie wiem ile musiałabym wydać kasy) i pokaz tańc i muzyki Flamenco. A zwłaszcza będąc w Ojczyźnie Corridy i Flamenco - Andaluzji! O mały włos nie wyskoczyłam z samochodu ( co do dziś wspominają znajomi z Malagi)! Oczywista przerażał mnie fakt aktu zbrodni i znęcania się nad bykiem, ale aby zdobyć na ten temat zdanie musiałam przecież zobaczyć to na własne oczy! I zobaczyłam, wpadłyśmy akurat na koniec walki - kiedy byk, zmęczony walką z niezrozumiale znienawidzonym materiałem w kolorze czerwonym ( tudzież różowym), osuwa się, a Torreador wbija miecz w tył głowy. Słowo "Masakra" skomentowało całe przedstawienie. Ale wtedy usłyszałam muzykę, ludzie zebrani na arenie zaczęli krzyczeć, a kobiety (i dziewczynki) zaczęły rzucać w stronę Torreadora swoje wachlarze. Najwyraźniej podobało się. Torreador obchodzić Arenę dookoła kilkakrotnie i rzucał z powrotem chustki i wachlarze rzucane mu pod noi przez Panny i Panie. Kiedy podszedł wystarczająco blisko zobaczyłam, że to chłopak, najwyżej szesnastoletni! "Aktor" w końcu zszedł ze sceny, ale tłum siedział na swoich miejscach. Dziwne, przecież byk zabity, Torreador wychwalony -czas do domu! Jak się okazało w czasie Corridy zabijana jest większa ilość byków. Tym razem miało ich być około dziesięciu (!). Stwierdziłyśmy, że trzeba zobaczyć Corridę od samego początku do końca i zostałyśmy. Wpadłam jak śliwka w kompot. Sąsiadujące ze mną dzieciaki w wieku lat czterech krzyczały w rytm uderzeń, tańca i muzyki rozbrzmiewającej na Arenie. Odczułam tą całą atmosferę pasji, tańca, muzyki, walki i nie mogłam się zgodzić z tym, że to nie sztuka a tylko zabijanie. Początek Corridy to istny taniec, igranie z bykiem, kiedy ten jest pełen sił i chęci walki z czerwienią płutna trzymanego przez torreadora. Igraszka, czasem niebezpieczna( trzecia walka, którą widziałyśmy była dość brutalna - dwóch Torreadorów zostało zaatakowanych przez byka i zeszło z areny) pod koniec zamieniała się w walkę na śmierć i życie. W pewnym momencie zaczęłam krzyczeć do Byka by ten walnął w końcu mocno rogami Torreadora, zakończył tą całą dziecinadę i poszedł sobie na Tapasa, ewentualnie spił się lokalnym piwem lub winem. Ale ten nie słuchał i skończyło się jak zwykle - Byk został zabity.