Ostatnie przygotowania do podróży, spotkanie organizacyjne z moją współpodróżniczką Betty odbyło się już wczoraj, więc mogę bez obaw stwierdzić, że mój 50 litrowy plecak pełen jest jedynie potrzebnych mi rzeczy.
A co w nim jest? Niewiele ilościowo, objętościowo trochę więcej ;)
Dużo miejsca zajmuje mój śpiwór, bardzo cienka karimata i prześcieradło. Dla planujących spać we wcześniej zarezerwowanych hotelach ten obciążnik oczywiście odpada, ale my z założenia - przez miesiąc podróży, mamy zamiar wydać niewiele i omijać hotele szerokim łukiem. Na trasie posługujemy się wcześniej ustalonymi noclegami albo u znajomych albo korzystając ze strony Couchsurfing.com. Głownie liczymy na dobre serca kałczserferów- obcych nam ludzi, ale nie takich zwykłych ludzi bo przecież są to podróżnicy - a to duża różniaca :)
W następnej warstwie bagażu znajdują się najpotrzebniejsze (dla kobiety) kosmetyki - tu oczywista miniaturki/próbki zbierane w czasie nonpodróżoania bardzo się przydały, bo by zaoszczędzić na bilecie bierzemy ze sobą do samolotu tylko bagaż podręczny gdzie płynne substancje nie powinny przekraczać 100 ml każda, 1 litra w sumie. Pasta do zębów, żel pod prysznic i szampon w jednym (Ives Rocher), szczoteczka do zębów, grzebień i obowiązkowe kremy z wysokim filtrem! Dodajmy, że jako kobieta nie omieszkałam włożyć do kosmetyczki fluidu i kredki do oczu - tak na wszelki wypadek ;)
Ubranie, o dziwo, nie licząc polara, zajęło najmniej miejsca, bo musiało ustąpić miejsca przygotowanej wcześniej apteczce, która powinna pomóc przy pierwszych objawach prawie wszystkich chorób, włącznie z malarią ( niewykorzystane przez Betty tabletki z wyprawy do Indii).
Kapelusz na słonko, różnego rodzaju chusty już nie tylko chroniące przed słońcem. Szanujemy marokańską kulturę i muzułmańskie prawa koranu i staramy się brać jedynie "niewyzywające ubrania"(co oznacza podkoszulki z zakrywającymi ramiona rękawkami, oraz długie spodnie/spódnice) i wspomniane wcześniej chusty zakrywające głowę lub to co nie powinno wystawać.
Trochę obawiam się podróży z Betty-białolicą blondynką o niebieskich oczach... zwłaszcza, że po Maroku będziemy podróżować same, a w Hiszpanii stopować. Ja ciemnowłosa, choć białolica, nie uważam się za boginię seksu, więc nie przypuszczam bym mogła wzbudzić jakiekolwiek zdziwienie wśród na przykład Berberów mieszkających w górach Riff - którzy, według kilku książek i publikacji, bywają rudzi i niebieskoocy :)
No nic, o 19 trzeba już wyruszać.
Następny punkt programu - Malaga, Hiszpania. Jupiiiiiii! :)